Była młoda i nieskazitelna, a na imię miała Julia Piętno najgorszych slumsów, gdzie żyli jak w katakumbach Jej matka ćpunka, ojczym zaraz pucha, komu ufać Gdyby zniknęła, nawet nikt by jej nie szukał A jej młodość przemijała w setkach brzydkich miejsc, zimnych przejść Do których nawet szczur brzydziłby się wejść Gdy po ojca przyszła śmierć, pękła bańka mydlana, dramat Nadzieja umarła w ścianach, lodówka się nie zapełni sama Jej matka poznawała tych najohydniejszych typów Tak agresywnych typów i zepsutych do szpiku Bydlak o ksywie Zbychu sam na sam się pastwił nad nią Łzy na policzku, samotna jak ten upadły anioł Zbychu to patol, których świat chce widzieć za kratami Ten pato raper okradłby dziewczynkę z zapałkami I w szkole głodna, ukrywała siniaki i blizny Bardziej niż krzywdy, przerażała obojętność innych Baba od fizy powtarzała wkoło "będziesz nikim" Jej zapomniane serce stawało się pustym, zimnym Jej niemy krzyk i patrzący na to ślepy świat Miała 12 lat, gdy ją zgwałcił pierwszy raz.
Ref.
Wyrzuty jak demony przychodzą po mnie Bo nie pomogłem Julii, chociaż mogłem Została sama, a jej życie było dla nas obce Labirynt ulic, gdzie życie jak w śpiączce Spójrz jak deszcz, deszcz jej łez zastępuje słońce Kiedy na głowę naciągała kołdrę I nadzieja powoli gasła jak świeczki na torcie Można wybaczyć, ale nie zapomnieć. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|