Pobladła twarz, oczy ciemne jak te życie pocięte ręce, blizny, których nie chciał widzieć karmiły go ulice, tam mieszkał jako dziecko karmił go świat, który wpajał że jest ciężko miał kilka lat gdy ojciec wracał pijany matkę z melanżu prowadzili kumple taty czuł się niechciany, wyganiany na ulice a jego życie? o tym nawet nie chciał myśleć nieraz budzony krzykiem, gdy ojciec bije matkę nieraz karany bólem, krew na pobitej szklance tak upadł w trudnej walce, kiedy stracił przytomność a anioł mu na ucho, wyszeptał czułe słowo ja jestem z Tobą i wiedz że masz o co walczyć ci wielcy wojownicy, też wracali na tarczy nie czas i miejsce abyś został ukarany otworzył oczy, w nich wyglądał jak skazany już było widno, słońce daje mocne światło rodzice spali, a on wyszedł w tył nie patrząc wszedł na autobus, nie znając jego kierunku to co z tyłu zostało pogrążał w swoim smutku nie było już ratunku na jego szare myśli go świat nie uczył kochać, lecz bardziej nienawidzić kumple z ulicy , od zawsze się z niego śmiali a on miał swe zasady i nie rozmawiał z każdym tak gotowy do walki, odjechał w świat nieznany chciał odbudować życie, bo o tym zawsze marzył wysiadł gdzieś na przystanku, po całym dniu przejażdżki nakryty kartonami, sypiał z tymi co kradli tak widząc tyle zła, nie chciał być jak z nich każdy stanął do walki z życiem ulic by ich zbawić, choć zawsze marzył by to wszystko było proste pomagać słabym ludziom, dać im życie beztroskie podać pomocną dłoń, być dla tych ludzi ojcem by nigdy nie zwątpili, że człowiek to jest człowiek, rozumny człowiek, nie maszyna do niszczenia nie wróg a przyjaciel, takiego jakiego nie masz przed nami Mesjasz, a za nami ciemne piekło przed nami brama, która prowadzi do niebios tak było ciemno, księżyc zasłoniły chmury ustał na ulicy i skierował wzrok do góry proszę Cie Boże, jeśli tylko mnie usłyszysz daj zasnąć myślom, by one zostały w ciszy słyszy ktoś krzyczy, w tym kierunku właśnie pobiegł to starszej Pani , jakiś typo ukradł torbę jak czarny worek, miał kaptur na swojej głowie on pobiegł za nim, by nauczyć kim jest człowiek zabrał mu torbę, tak doszło do szarpaniny poczuł tą kosę, co mu przeszywała szpiny spojrzał przestępcy w twarz, mówiąc - wybaczam winy on sam niewinny, zwraca torbę starszej pani po czym pada na ziemię, niczym ukrzyżowany widzi te gwiazdy, co mu oświetlały drogę zobaczył księżyc, lecz tylko jedną połowę zobaczył czarne niebo, chciał być po drugiej stronie zobaczył swoją krew, która pokrywa dłonie przypomniał sobie te małolackie historie płynie łza z powiek, babcia dzwoni po karetkę pyta - Kim jesteś? wzruszona tym całym gestem ostatkiem sił wyszeptał - Człowiekiem jestem oni nie chcieli mnie, lecz mają moje serce.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.