Bezimienna, zbyt prawdziwa twoja twarz Bezimienna, w pustych sercach budzisz strach Bezimienna, ile sił potrzeba i Ile piękna, by obudzić ich.
Opowieść o bezimiennej miałam dziewiętnaście lat, Dobre serce i urodę chociaż w życiu ciężki start, Ojciec jej nie był nic wart, zajmowała się swą matką On zachlewał ciągle mordę i szlajał się z inną babką, Generalnie ciężki hardcore, nie starczało im na życie, Bo przez jego długi w bankach, żyli ciągle na kredycie, Córka się nie przejmowała, mówiła jakoś to będzie, Ciągle prała, gotowała tej popierdolonej mendzie Cały dom był na jej głowie, no bo matka ciężko chora, Matka z rakiem, z przerzutami, ojciec łapał agresora, Po pijaku robił Meksyk, gdzie jest moja wyborowa, Bił ją ciągle i poniżał, rzucał wszystkim dookoła, Matka trafia do szpitala było z nią już coraz gorzej, Lekarze nie dają szans, obstawiają dwa miesiące, Lekko wiążę koniec z końcem, już nie trzyma kamuflażu, Miesiąc później niosła trumnę swojej matki na cmentarzu.
Bezimienna, zbyt prawdziwa twoja twarz Bezimienna, w pustych sercach budzisz strach Bezimienna, ile sił potrzeba i Ile piękna, by obudzić ich.
Dziewczyna się ogarnęła ma dwadzieścia jeden wiosen, Zostawiła wszystko w tyle i nie mieszka ze swym ojcem, Podczas wypadu na miasto, poznała jakiegoś typa, By w porządku z dobrym sercem, a wyglądał jak bandyta Wierny zagorzały kibic z jednych tych Krakowskich drużyn, Nosił swą drużynę w sercu, mury przeciwników burzył, Chodził z kumplami na mecze, łapał wciąż chwile ulotne, Nie pytajcie za kim był bo to kurwa nie istotne , Niby wszystko było okej a nie mogli chodzić wszędzie, No bo konkurencja w mieście, czai się w każdym zakręcie, Siedział z nią ile się da, lecz w kumplami przy weekendzie, Spokojna dziewczyna, on ma życie z pierdolnięciem, Czasem kończył na komendzie, awantury i rozboje Był dla niej zawsze w porządku, a dla innych chory pojeb, Byli święcie przekonani że ich nikt tu nie rozłączy, A gdyby kurwa tak wiedzieli jak to wszystko się tu skończy
Bezimienna, zbyt prawdziwa twoja twarz Bezimienna, w pustych budzisz strach Bezimienna, ile sił potrzeba i ile piękna, by obudzić ich.
To było w piątkowy wieczór, romantyk świece kolacja, To trzymanie się za ręce, kwiaty droga restauracja Gadka o wspólnych wakacjach, i gwiazdy nad ich głowami, A tu wjeżdża czterech typów, uzbrojeni z maczetami, Byli jego kolegami, przerzucili się jebani, Typy z wyższej półki, przekupili ich dragami, Byli mocno wystrzeleni, wpadli tam po kilku krechach, W końcu nóż jednego z nich wylądował w jej (?) No i co kurwa kozaki, teraz patrzcie na jej ciało, Wytrzeźwieli w jednej chwili, nikt nie wierzy co się stało, Zaraz słychać wycie syren oto ich kościelne dzwony, Bezimienna leży martwa, a on obok zakrwawiony
Pomyśl ile takich akcji miało juz tutaj zdarzenie, Witam w Krakowskich rewirach, pieniądz zawsze w wyższej cenie, pieniądz zawsze w wyższej cenie, w wyższej niż nie jedno życie, Zastanówcie się, co wy kurwa robicie.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.