[Mikser] Pamiętaj zbawienia nie da ci z komuni medalik, jak po melanżu masz sikor to nie ma się czym chwalić. Drogą jest tylko Jezus, nie ludzkie czary mary, przez uczynki do nieba, ktoś nie uniknie kary. Nie mów "Ojcze" do obcych, czytasz Pismo i nie wiesz, nauczyłem się od Niego - jednego masz Ojca w niebie. Łeb mamy bardzo twardy, czy w końcu to dotrze do nas, nie służy mu się jakby czegokolwiek potrzebował. Pełno uczonych w Piśmie, w mediach lubią pozdrowienia, w Polsce owoc jakby nikt w rękach Biblii nie miał.
[Bastion] Słyszę kolejne wieści, że brakuje wam tych treści, gdzie ludziom w pale nie mieści się, by mówić o tym nie tylko w śnie. Aż takie to ciężkie? Czy to rysunki techniczne? Wstrząsamy ziemię bo to wersy tektoniczne. Mówią: "trzeba być twardym jak beton", te wasze filmy mnie załamują, wersy nasze muszą być fresh, bo ich nie załadują. Oni to zakazują, nie zmienimy wersji, wszystko jest po coś, Boże dzięki za trud - merci.
[Lajt] Chryste, dziękuję ci za serce czyste i z tej okazji masz u mnie respect. Ja przy Tobie czuje się jak insekt. Wierzę w to co mówisz o mnie i do mnie, w swoim Piśmie a nie jakiś big bang, przez to wyznanie dla świata pewnie będe głupszy niż Pigmej, ej. Nie mam fanek, bo nie jestem zespół Greenday, jesteś moim fanem, Boże kiedy numer złożę, Ty odpalasz replay. Mówią żebym wiary nie eksponował, co mam, schować ją do wora jak towar? Wtedy się wypalę jak towar, jak Bóg da wypełnię większą halę niż Torwar.
[Emenzino] Nie potrzebna mi kisza beki, kiedyś mmm i w głowie czeki. Nie wchodzę do tej samej rzeki, nie chodzę bez Bożej opieki. Zły chce pożreć mnie tak jak rekin, pow! Lecą w niego wersety, Mym zmartwieniem że ty niestety, niestety nie znasz Boga Taty, o rety. Dzisiaj dłoń a jutro jet i lecę zasiać ziarno do gleby, mordo nie zabierzesz tej kety, kiedy dotrzesz do życia mety. Jesus saves, niosę ten message, On zdjał ze mnie ten grzechu baggage. Jestem uczniem tak jak J chcę być, wiernie drogę na ziemii przebyć.
[Poison] Ruach, ruach, Ruach ha-Kodesh, e Ludzie mówią, że to brednie, ja czuję świetnie się, oddałem serce swe, i teraz pięknie jest. Temat nie więdnie w nas. Mógłbym rap pod publikę grać, mógłbym dać kokę, nagrywać, mógłbym jak każdy wodę lać, mógłbym, ale co to da? Modni, którzy nie pojęli kim są w końcu. Smutni, którzy lubią życie tylko w kojcu. Dla mnie końca nie ma, bo mam Ojca z nieba. Puszczam gońca, temat kojca przepadł, Sela.
[Cukier] Krzyż na plecach, gospel w sercach, ale trap w bani, kiedyś kursy z gibonami, dzisiaj z Bibliami. Robię to dla Boga, żony, taty, mamy, Oni nie zrezygnowali kiedy miałem w sądzie sprawy. Teraz to nowy ja, stary nie żyje już dawno, (nie, nie) Ale nie chodzi mi o to, że jestem sierotą, mam tatę, a to jest dziś rzadkość. Startuję z innej pozycji niż wielu startuje z Ducha i z wody, Przeżyłem własną śmierć, jestem już od niej wolny. I nie mam nic do stracenia, moje życie to jedna wielka niedziela. Tak jak Jezus wychodzę sobie z podziemia, Mów mi Paweł - Bóg wyciągnął mnie z więzienia.
[Dan Morell] Zimna głowa, chociaż serce mam gorące, krótka chwila, nie ma co się oszukiwać, chcę przeżyć to życie dobrze. Ten rok to jakiś rollercoster, ale zamiast go przeklinać, ja robię tylko ten postęp. Robię te kroki, idę za Bogiem all-in, Ja nie mam dosyć, moja familia jakby anioły wokół mnie. Lecę po więcej, wysoko jak Embraer, dawno rzuciłem łańcuchy, chociaż czasem noszę silver chain.
[Qoqos] Moje mają Słowo, moi dają pokłon, moja ksywa Qoqos, mordo mi marzy się miłość. Razem z tymi prawdziwymi mimo, gardzę pseudopokorą, szarością, kato-lipą. Klapki zdjąłem z oczu, z pumami na nogach jak ten Kizo, kłamcom dość pokornie chlubię, Alleluja, He knows. Simon, hasta muy gracias Dios, wdzięczności mam już milion, doskonałości czas już minął. E, miłość, tylko miłość, miłość tylko.
[Kolah] Mam piękną żonę, dzieci, braci, chatę, furę na 19-calowych kołach, Astona, A. Mcnoroea, tu flow brat i nikt mnie powstrzymać nie zdoła. Przed tym by chlubić się w Nim, żeby kochać go całym sercem, Boży Syn, ukochany mojej duszy, Jemu chcę dawać więcej i więcej. Bóg - jedyne źródło pociechy w oceanie zapomnienia, spłacając dług utopił moje grzechy, wbił tabliczkę "Zakaz łowienia". Żadnego potępienia nie ma dla tych, którzy są ukryci w Nim. Nie mam powodu do strachu, wstydu, zmartwień i jakoś muszę żyć z tym. Jakoś muszę żyć z tym! (x4)
[Dajak] Osiem! Mój film się urywał, dziś tworzę tu lepszy sequel. Siedem! Ten zły zrobił wypad, to co jest święte mym mieczem. Sześć dni pracuję i odpoczywam, owoce tego są piękne, Pięć z braćmi tu zbijam, wspólna modlitwa umacnia wewnętrznie, Cztery! To moja rodzina, dwóch synów kocham, piękną kobietę, Trzy! Do Ojca przez Syna, w Duchu podróżuję codziennie, Dwa! Miłość to siła, wysyłam, wraca w zawrotnym tempie. Jeden! Pan wyznacza mi ścieżkę, jestem dumny z bycia jego dzieckiem.
[Mea] Miałem spore plecy, dziś tylko noże w plecach. Olany, opluty, wyśmiany - Golgota! Haruję od rana do nocy na dzielni, Dla dobra wypruwam te flaki jak rzeźnik. U, jaa, nowy skład. Wcześniej bywałem w tych tłumach, ale nie było tu żywego ducha. Śmierć nie zapomina, o niej zapominam na śmierć, daj łaskę Życia.
[Arkadio] Ja znowu otarłem sie o proch, historię z łotrem, żeby przypomnieć spłacony dług. Trafiony ruch co był mistrzostwem, to nie legenda jak Robin Hood. True, tu łaska, więc na nic mi ta maska, w postaci ruchów by ktoś mi klaskał, serce i tak widzi last life. To tak dostać na credo coś, coś wyjątkowego, pomyśl moment, I nie musieć płacić już zapłacone! Nie, nie za cash, pytasz się: "co jest"?, jeśli chcesz, mercy fresh, źródło weź w dłonie.
[Anatom] Jeszcze nawet nie powiedziałem "W imię Ojca", ja się nie żegnam, ty stawiasz na mnie krzyżyk. Pokrzyżowali moje plany nie do końca, bo wracamy do świata żywych, a kiedyś jak zombi i w ludzi wbijałem zęby. I plułem jadem jak kobry, ale ugryzłem się w język. Dzisiaj nie jestem rozwiązły i raczej buduję więzy. Pan mój wybaczył mi grzechy młodości, więc już nie piję za błędy. Anatom!
[Chińczyk] Na pierwszy rzut oka to OKa, La vida loca tylko na pokaz, w środku niepokój, pustka i wtopa. Chciałem sie już zstąpać, gdzieś tam się schować, me życie w strzępach, smoliłem skręta, pragnąłem ciepła i czegoś szukałem. Nogami w pętach tworzyłem stand-up, lecz tak naprawdę płakałem. Aż Cię zawołałem, aż cię zawołałem. Pamiętam to pierwsze spotkanie, co tak naprawdę jest grane, mi pokazałeś odpowiedź na każde pytanie, pokój, którego wcześniej nie znałem. Dałeś nadzieję i dałeś mi wiarę, dzisiaj już czaję Twoją ofiarę, i chcę szerzyć dalej, o Tobie prawdę, tylko to teraz (tylko Ty) daje mi frajdę. To ja, twój fighter, jadę tu z diabłem, to prawdziwy Judasz, agent i frajer!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.