I przyszła jesień; Z radą i refleksją, trwogą i zadumą... Ze śmiercią i życiem na ustach Niczym niechciany posłaniec w złotej szacie Komu szczęście trwania, komu marność końca?
I przyszła jesień; Jak zapowiedź czerni i zimna Ze spokojem oddechu i wiatrem w oczy dmącym
A przebrana w czyste piękno i smutek pożegnań I przyszła jesień, a ja w mej samotni Maluję pejzaże pustką i piszę pieśni ciszą... po raz ostatni.
Mówią - młodość, starość, niczym rzeka W zimnej łzie zaklęte tchnienie Wszak dusza ni końca ni początku nie ma Wiosna, zima, rozkwit i śmierć Niekończąca się droga smutku I słabość i marność i zupełna niemoc A błękit nieba jest pejzażem nostalgii Czyżby daremność była żywiołem życia? Jesień - ni to radość ni to wróżba zła; A człek zagubiony i zawieszony w zadumie. Niczym ostatni promień słońca w kropli bursztynu.
Mówią, że tak naprawdę słońce nigdy nie zachodzi Czemu więc błąkam się w tej szarości i ubóstwie ducha? Nędza! Tyle zostało z wzniosłości myśli płynących nocami! Miewałem przecież takie myśli. Myśli, które kruszą góry.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.