Mam w sobie ogień co płonie jak śródmieście w Bostonie, i to nie koniec, dłonie zaciskam na mikrofonie Swoje robię, żeby z czarnej owcy stać się czarnym koniem, choć się od porażek bronię, nikt nie powie "Ty bufonie" Rozkmiń ironię ziomek, ładuję ostre naboje, wyścig zbrojeń, ja i bit - duet jak Noreaga-Capone Ciosy w skronie, nie odpowiesz, bo na kontrę nie pozwolę, twoje skille a moje to jak worek przy Tysonie Jestem pewny siebie, pełny werwy, energii i nie wiem, co musiałoby się stać, bym zwątpił że coś zmienię I to poczucie nie zniknie, z God is my witness chociaż pierdolę trójcę, jak Keanu w Matrixie Spróbujesz wejść mi w drogę, to zemsta będzie słodka, poczekam do czasu aż będziesz spodziewał się potomka Jak dziecko przyjdzie na świat, poczujesz się urażony kiedy zrobię z niego pierdolone dildo dla twej żony
To nie rap do kiwania głową, chyba że z podziwu, styl tak brudny, boję się tylko kontroli sanepidu I nie mów mi tu żebym zwolnił czy się pohamował, proste że gram jak chcę, a nie jak mi każe moda Nie skumają tego te zakompleksione cioty raczej, chociaż nie uczą biologii mają w chuj szkieletów w szafie Pójdę na terapię, daj psychiatrę najlepszego w kraju, a po sesji ze mną już nie wyjdzie z lękowego stanu Nie doceniali mnie cwele, jakby znali moją przyszłość, proste że nie muszę nic, skoro mogę wszystko Albo jeszcze więcej, śmiesznie będzie jak coś wreszcie pęknie we mnie, pięknie pewnie niezbyt chyba że ktoś lubi rzeźnię Nieźle, raczej furory nie zrobię, weź mnie znienawidź za to że się nie pierdolę Własny styl nie da szacunku, na nic tutaj trudy, lepsze bezpłciowe miałki, pseudomądrości z dupyTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.