Kiedy patrzę w niebo, to gwiazdy patrzą na mnie Świadkami tragedii uliczne latarnie I tak niezdarnie ciągle chcę iść do przodu Chociaż kiedy o tym myślę, to nie mam powodu By trwać i ciągnąc coś czego nie potrafię Komórki społeczne i całe parafie Przeciwko mnie, a ja przeciwko wszystkim Rękami kopię swój grób
Słyszę wyraźnie, że osiedle na mnie warczy I pytam się Boga czy może już wystarczy Tej próby, na którą mnie ciągle wystawia A on nie odpowiada albo odmawia Błaganie o litość zamknięte w modlitwie Niekonsekwencja, proszę niech mi ją ktoś wytknie Ja wtedy mu dam cząsteczkę moich dni By ze mną kopał mój grób
Jestem idiotą, ale uciec stąd muszę Przed własnym sumieniem, codziennie się duszę Powietrzem, które sobie sam odbieram Za dobry dla złych, a dla dobrych zwykła ściera Nieudolnie próbuję zerwać się z łańcucha Więc jeśli masz uszy, to lepiej mnie nie słuchaj Bo wyję już z bólu i płaczę ze zmęczenia Gdy rękami kopię swój grób
Karmiony martwą nadzieją Strzępkami marzeń, które wyszczał Bóg I niech się ze mnie śmieją Że zostałem znów i że gniję tu
Zabrali świat i zrzucili na nas winę Kiedy słyszą płacz, pytają o przyczynę Żenujący spektakl jednego aktora Wolna wola, kiedy rzeczywistość tak bardzo chora
Zabrali nam świat i zrzucili na nas winę Kiedy słyszą nasz płacz pytają o przyczynę Żenujący spektakl jednego aktora Wolna wola, kiedy rzeczywistość tak bardzo choraTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.