Jeszcze tylko dwie książki z dzieciństwa i obrazek z dziadka podobizną, już zamknięta pękata walizka, pora w drogę: żegnaj, Ojczyzno!
Zostawiamy jak zbędne bagaże: prócz tysięcy przebytych schodów – parę półek niedoszłych marzeń, kilku bliskich i kilka grobów.
Zostawiamy historię – cóż przeszłość, kiedy czeka sztruks, dżins, dobrobyt? Co minęło – przeszło, obeschło… Trzeba myśleć, jak żyć, jak zarobić.
Tutaj marazm, chodzenie w kółko za ideą i za bielizną… Mówię wszystkim, że jadę na krótko, lecz wiem dobrze: żegnaj, Ojczyzno!
Lecz wiem dobrze…
Tam już czeka szczęśliwa przystań, skąd jest łatwiej przyglądać się światu, gdy zalecił doktor internista radykalną zmianę klimatu.
Może kiedyś nazwę ten krok błędem, gdy przyprószą się włosy siwizną, może nawet przeklinać będę dzień wyjazdu, lecz: żegnaj, Ojczyzno!
Żegnaj, Ojczyzno!
Tylko w jednym oknie się pali, a poza tym noc czarna jak śmierć. Trzeba jechać, odszukać swój azyl, swą Kanadę, swój Hôtel Lambert.
Śpieszmy się, bo się jeszcze rozpłaczę, nazwę wyjazd – ucieczką, łatwizną, i zostanę, i wszystko wybaczę, choć tak trudno wybaczyć…
Zostanę, wszystko wybaczę, choć tak trudno wybaczyć, Ojczyzno… Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|