Wstałem, to jeden z tych dni, jeden z momentów Gdy wszystko irytuje, nie pytaj mnie jak się czuję Ciężkie oczy, bo świat mi zamyka siłą wizję Chce żebym ślepy przestać myśleć Wiesz ilu ludzi gubi sens w takiej frustracji? Ilu ludzi wie, że dawno prześcignął czas ich? To słowa gorzkie, cierpkie jak cytryna Świecie nie bój się łez, przecież wiesz, że łza oczyszcza W takich dniach życie zaczynam po zmroku Setki stron, bo spokój znajduję za pomocą wzroku W zdaniach, które tworzą jedną strukturę Organizm, który żyje nas mając za nic Inny świat zamknięty między okładkami Znaki, które stają się znaczeniami A ja? ślinię palce i przeglądam Włączam oczy i pochłaniam Litery, kropki, znaki zapytania
Miler daje zapach tanich perfum francuskich dziwek Schulz ukojenie nerwów Aromat kawy w półśnie w ranki leniwe Z Bukowskim się łajdaczę i zawsze kończę marnie Z Dygatem odwiedzam warszawskie kawiarnie
W powietrzu czuć cynamon i emocje Piję herbatę, siedzę na oknie i czytam książkę Po Quai d'Voltaire chodzę z Raspail'em Mówi mi czym jest piękno Blake pomaga odnaleźć w sobie dziecko
Mieszkam z literami, to wierny kompan w zgiełku Randka z myślami, z herbatą na fotelu Zrozum, czasem trzeba jakoś uciec z tego globu Pulchny bak, Mulligan wynurzył się z wylotu schodów A za nim cała masa innych kartek i ludzi z tych kartek Wyobraźnia pozwala na nich patrzeć dziś inaczej Wkręcam kartkę w maszynę Martwe litery, my nadajemy im życie
Uwolnij ich, uwolnij, otwórz ten karcer Dobierz ich w pary, daj przepłynąć na arce Nie przepłyną przez siebie Bo to ty, kiedy czytasz znasz ich najlepiej Dopełnij prototyp gdy przerzucisz okładkę Daj wygląd, charakter za ojca i matkę I poczuj tę moc pijąc boski wywar Bo najpierw ty, potem tekst ożywa
Mogę siedzieć trzeźwy albo wcięty jak akapit Czytając rzeźbić tamten świat z liter Żeby móc się zagapić, odnaleźć treści jawne i ukryte Gdy muszę się postarać, wymiana, intymnie Ja tobie i ty mnie, gdy podniosła się kotara Zanim zapukasz, zastanów się czy chcesz, bo ucierpisz Uważaj, nauka ma badaczy, a życie ma pisarza To niby tylko kartki, zlepek tektur A gdy ją sobie wkład największych intelektów Choć niektórzy z nich powinni nosić kaftan Stąd wrażenie, że pod tobą zamiast fotela jest huśtawka To jedyni mówią prawdy spraw w ciemności Na ogień leją naftę kiedy inni chcą położyć na ten ogień płaszcz
Miler daje zapach tanich perfum francuskich dziwek Schulz ukojenie nerwów Aromat kawy w półśnie w ranki leniwe Z Bukowskim się łajdaczę i zawsze kończę marnie Z Dygatem odwiedzam warszawskie kawiarnie
W powietrzu czuć cynamon i emocje Piję herbatę, siedzę na oknie i czytam książkę Po chodzę z Raspail'em Mówi mi czym jest piękno Blake pomaga odnaleźć w sobie dzieckoTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.