Pani to piękna, nieodgadniona, jak okowita prawdę Ci powie, ostre jej berło, ciach i po głowie...
Zlękniony jej srodze, łkasz w bezradności, snujesz swe duby, że tu powrócisz jako czerw gruby, lub laur podniebny przyjmiesz za byt, zdechniesz jak pies! Toć to nie Wstyd!
I wciąż zadaję sobie pytania, Czy słusznie czynię i słusznie prawię? Czy istnieć poprawnie, w pełni wartości, siłą wpojonych za maleńkości.
I oto wycedzę, słowo za słowem, Z bicza wystrzelę kwestię poruszę co gnębi troska mój umysł wielce, to kres mych nerwów, więc krzyczę na Tumult:
-Tego wymagasz, tego się trzymasz? Bełkoczesz człeku, usta nadymasz. I swój dekalog i swe paciory, święta, obchody i krucyfiksy, czcigodne księgi i sakramenty, w żyć swoją wetknij kiepie przeklęty.
umrzesz za życia rozpamiętując, umrzesz za życia dobrocią plując umrzesz za życia...
udław się troską udław się kpiną, śmiechem i żartem, "boga" wychwalasz, bratasz się z "czartem"!
Dla mnie śmierć koniec tylko oznacza, i wybawienie od mąk żywota, i fanatyków na krzyż upadłych, tych zapalczywców, co mnie przymusem radością skalali, skonać w rynsztoku, na spazm się zdobyć, chylić swe czoło, Panią pozdrowić.
Byłem Swym Panem, Byłem Swym Bogiem, Świat był mym domem,
Flaszka kompanem i spowiednikiem, Zwany przez ludzi alkoholikiem. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|