Wit Stwosz skończył swój ołtarz Umył się, zmienił ubranie I rzekł do króla: "Popatrz O najjaśniejszy panie!"
A było to o świcie Słońce świeciło skośnie Król spojrzał, krzyknął: "Wicie Wyszło ci całkiem znośnie!
Masz talenta prawdziwe I możesz sławny zostać Wszystko tutaj jak żywe Każdy ruch, każda postać"
Słysząc to, Wit się wzdrygnął Podkasał długie szaty Tylko przez kościół mignął Poleciał do chaty
I rzucił się na łoże Łzy wielkie jak groch sypał I jęczał cicho: "Boże Jeszcze jeden niewypał!"
Bo miał taką obsesję I taką hipotezę Żeby stworzyć impresję A poniekąd syntezę
I ze skóry wyłaził Przy obróbce tworzywa Aż tu król się wyraził Że ta rzeźba jak żywa
Za oknem płatki śniegu W duszy Stwosza prostracja: "Jaki by dodać szczegół Żeby wyszła abstrakcja?
Może by jakieś hasło O dziwacznym temacie - 'Margaryna jak masło' Względnie 'Ars twój przyjaciel'"
Tak się szarpał i dumał Nad swych pomysłów listą Aż ze zmartwienia umarł Tak jak żył - realistą
A tymczasem ten ołtarz Oceniły prawnuki Jako zwycięstwo Stwosza I arcydzieło sztuki
Wzór twórczej deformacji I stylizacji rzadkiej Więc że król nie miał racji Wyszło na jaw przypadkiem
Niepotrzebnie Stwoszowi Zatruł życie do szczętu - Oj, źle jest, kiedy królowie Bawią się w recenzentów!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.