Kiedyś się słowa układały same A z pióra lał się atrament Zapełniał kartkę i oczyszczał myśli I utulał serce spłakane Niepokój ten co sączył w nocy się przez lufcik Zapełniał zeszyt po brzegi A ja prosiłam w nim A ja pisałam by Ten zwykły cień się zmienił w cień nadziei
Potem od rana ubrana w marzenia Snułam się po mieszkaniu Wierząc że tą radosność co unosi mnie gdy piszę Wieczorem w nowym uchwycę zdaniu /A ten centymetr nad ziemią szarą Bliżej jasności mnie trzymał całą/ Więc młodość mą spędziłam chodząc na palcach I w chmurach tonąc W błękicie brodząc Ja ciałem tylko byłam z tego świata
Ja chcę wrócić i pisać Nucić i rymować Niczym się już nie przejmować Znów polubić własne słowa oswoić słowa
Może to głupie ale przez parę lat Nie brałam pióra do ręki Czego się bałam nie wiem sama Może nie mogłam znaleźć słów do czyichś nut A ten banał wkoło zbytnio mnie męczył Więc wierzyć przestałam Ufać przestałam Serce schowałam /Przed światem Przed świata krawatem/ Przed ludzi oceną Ja musiałam zatrzymać się odetchnąć A teraz proszę o cud A teraz pragnę znów Niech słowa w głowie mej zakwitną nadziejąTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.