Zwykła domówka, piąty z siedmiu W który cyklicznie mocno liczysz Kumpel ma pannę, a liże tu inną Tłumaczy, że tylko się przejęzyczył Z jego języka tu mogę wyczytać, że wypierały go prochy i czysta Już nie oceniam, niech se jego łapy Lądują ponownie na kolejnych cyckach W kuchni sypią ścieżki, chociaż z ilości wygląda jak drogi Stoję, smakuję i znowu wyglądam jak marny, słaby autostopowicz Leją tu po wszystkim, co szkliste i byleby nie płytkie Czekam tu na kogoś więc trunki na razie przezroczyste W sumie to prawie ta pora by była, patrzę w telefon i brakuje infa Pewnie obsuwa, nieznajoma dupa Chce robić se ze mną tu fotki na Insta Instaluję Walker z lodem, bo na trzeźwo ciężko z nimi Mogłabyś już być tu przecież, bo mam słaby defence, kminisz? Dobra, może ostatnia i styknie? Browar pewnie poprawi kondycję Szlugi wchodzą jak Tom na wyspę Tony z muzyki nie dają pomyśleć Przecież wydzwaniać nawet nie myślę Jebana duma wykreśla precyzję Która odsącza wkurwienie i niknie jedyna opcja na słuszną decyzję
I nie zrozumiem nigdy, jakim cudem to pokonać Nie ma zazdrości, która nie połamie moich kolan Może charakter, albo któreś zmysły mówią Że zaufanie tylko zamaskuje prawdę brudną? I nie zrozumiem nigdy, jakim cudem to pokonać Nie ma zazdrości, która nie przestrzeli moich kolan Może charakter, albo któreś zmysły mówią Że zaufanie tylko zamaskuje prawdę brudną?
Wiesz, prawie popadam do stanów już, gdzie Traci równowagę stróż anioł i cień Ślepy od światła jak w The ulice Robię tu z siebie aptekę, nie lek Zadeklarowana monogamia, ale polifonia w pożądaniach Zawsze zakłóca zasięgi czy przysięgi, w których się rozdrabniasz Chodzę, a z życia mam tylko, że patrzę Już między ludźmi mam tylko przepaście Leją po mordach się typy już, fajnie Że zawiesiłem się na nich na razie W końcu SMS i znowu nie ona I teraz to właśnie się kończę stopować Kolejne shoty i kolejne worki To wszystko, co zaczyna mnie absorbować Jakaś mi płacze, że słabo z chłopakiem Że tak w ogóle, to ja chyba raper Zagrania takie, że się nie połapiesz Czy jeszcze gadacie, czy lecicie w parter Niebieski kolor nakurwia do drzwi Przecież nie chyba spóźniony Kieślowski Ale właściciel podejście ma takie Że Morse'em odpukać chce im wiadomości Balet jest mocny, stajemy na palcach Jutro mam zaspać, albo nie wstawać Chwytam telefon, rozpieprzam o ścianę I teraz to pozdro, jak będziesz mnie łapać Wizja się maże jak szczyl na plastyce I pewnie już wiszę na moralnej pętli Nie wiem, że rano obudzę się, widząc Jak płaczesz i po prostu przede mną siedzisz
I nie zrozumiem nigdy, jakim cudem to pokonać Nie ma zazdrości, która nie połamie moich kolan Może charakter, albo któreś zmysły mówią Że zaufanie tylko zamaskuje prawdę brudną? I nie zrozumiem nigdy, jakim cudem to pokonać Nie ma zazdrości, która nie przestrzeli moich kolan Może charakter, albo któreś zmysły mówią Że zaufanie tylko zamaskuje prawdę brudną?Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.