Ten dzień trwa już tydzień, Powietrze gęstnieje od wódki, A ja zamiast liter widzę błysk furtki. W dobrze znajomych źrenicach, Zamknęłam oczy w Warszawski księżyc, Płoną ogniska oczu. I wszędzie magiczne szkło, Z rozbitych butelek biała ścieżka, Jak drzwi sypialni po dnie upalnym, Ciało spoczynku pragnie.
Lecz nie chłodu wzroku Lecz nie chłodu wzroku Dotyku i szeptu Lecz nie chłodu wzroku Lecz nie chłodu wzroku Dotyku i szeptu
Warszawska kołyska utuli Cię do snu Warszawska kołyska utuli Cię do snu
Możesz mnie kupić, lecz nie możesz mnie mieć Możesz mnie kupić, lecz nie możesz mnie mieć
To ty mnie nauczyłeś smaku nocy, To ja wymyśliłam nasz świat, zamknęłam oczy. Warszawski księżyc obejdźcie moje cienie, W lampach miasta i w moich oczach. Na własnych rękach mogę stać i klaskać, Czasem tylko trudno przykryć piersi
Przeznaczona do życia, Wychowana w bibliotekach, Zamykam oczy w warszawki księżyc uciekam.
Przeznaczona do życia, Wychowana w bibliotekach, Zamykam oczy w warszawki księżyc uciekam.
Warszawska kołyska utuli Cię do snu Warszawska kołyska utuli Cię do snu
Możesz mnie kupić, lecz nie możesz mnie mieć Możesz mnie kupić, lecz nie możesz mnie mieć Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|