W tym roku nie będziesz już Świętym Mikołajem Zresztą i w zeszłym to było tylko na niby Może wrócisz Wielkanocnym Zającem
Mały wiersz, wierszyk w prasie codziennej jest jak list gończy W tygodniku jak upomnienie Ale tom? Tomik? Cała książka? To są już tylko pretensje zebrane
Kiedyś na pewno zrymuję to wszystko W arcy-słowicze wleję refreny I wiersz co na rynku cenę ma niską Buchnie przez radio albo ze sceny Gdy na dancingów toczy się padół Ciebie tam spotka w tangu lub twiście Szepnij panience wśród gadu-gadu: "Znałem ją osobiście"
Obudzą mnie jarzębin rozpacze wśród asfaltu Listopad się pokłoni, zastuka wiatr do drzwi I znowu jak hrabina pijana wrócę z rautu I znów zobaczę siebie, ten obraz bardzo zły W jesieni lustrze bladym, o jedno lato starsza Z piosenką do szuflady, z mężczyzną, któremu nie wystarczam
Chociaż raz warto umrzeć z miłości Chociaż raz I to choćby po to, żeby się później chwalić znajomym Że to bywa, że to jest Umrzeć Leżeć w cmentarzu czyjejś szuflady Obok innych nieboszczyków listów i nieboszczek pamiątek I cierpieć... Cierpieć tak bosko i z takim patosem, jakby się było Toscą lub Witosem I nie mieć już żadnych spraw I do nikogo złości I tylko błagać Boga by choć raz Choć jeszcze jeden raz umrzeć z miłościTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.