To ta przed zmrokiem Bezwładna godzina Na trasie do domu, O której myśli ciężkie, Westchnienia...
Wyobraź warstwę na dnie szklanki, Cukier w herbacie u babci, Żałosny i wzruszający Osad, znak.
Zapadają mętnym śladem w pamięć.
Po wszystkim tym Listopad zwalnia. Latarnie za zasłoną. Piksele na szosie: Żółte, czerwone I biała wilgoć, mgła. Kilka punktów zaczepienia W znanym wymiarze, Snuję, rozciągam na nich nić, Zaznaczam terytorium zdarzeń Od lampy do wierzchołków osiedla, Od wnętrza do zewnętrza, Przeciągnąć by po tej nici, Aż wyda dźwięk, Aż jęk.
Po wszystkim tym, A trzeba przyznać, Że dręczył, drżał w powietrzu Jakiś nieznośny spokój Od co najmniej końca wakacji, Słońca było więcej niż zawsze, Ludzie uśmiechnięci, Inaczej jakoś, Złowrogo bo szczerze to mogło uśpić to mogło uśpić to mogło uśpić czujność...
Psy syte miast Się oblizawszy Kłapały. Pyski, Mlaski.
I mnie, przyznam, nie mniej Się chciało szczęście czuć, Czy jak by to nazwać, spokój.
A trzeba było wiedzieć, że coś drga, A trzeba było mądrym być przed szkodą!
Wtedy choroba weszła w płuca, Pół miasta charczało w tramwajach, A mówi się we wschodnich medycynach, Znajomy, właściciel baru „Sajgon”, Wyznawca buddy, akupunktury, mówił, Były narkoman i alkoholik, Były piosenkarz czy też muzyk, Były katolik, były rozwodnik, Kompletny były degenerat, Akupunktura, medycyna rozumiesz wschodu, Że to od duszy idzie. Choróbsko ciała od duszy.
To jaką ma duszę ludność miasta, która tak licznie zaczęła kasłać? /x4
Przeleżę tydzień. Nieprzeleżane, Nie było czasu. Niewyleczone, A już mi huczał cały wielki zestaw gróźb, nad głową, wiecznego potępienia. Cały wielki zestaw pokus rozhuczał się, że w sumie można było tylko płynąć dalej, no to płynę.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.