Przy gościńcu, wśród dąbrowy, tam gdzie jar jarzębinowy, stała pobielana chata w siwej mgle babiego lata, w siwej, rannej mgle, w siwej, rannej mgle.
Koralami jarzębiny wiatr jesienny, ostry, zimny pukał w okno: "Dziewczę złote, otwórz, otwórz, niech zaplotę w warkocz jasne włosy twe, niech zaplotę włosy twe".
Otworzyła drzwi dziewczyna, zaszumiała jarzębina, wicher-psotnik w pole czmycha, ktoś korale lśniące zrywa, czyjaś mocna dłoń, czyjaś mocna dłoń.
Zamiast wichru chłopcy przyszli, dwaj żołnierze, dwaj czołgiści, zawołali, zaśpiewali: "Daj nam, dziewczę, garść korali, ustroimy naszą broń, w kraśne perły naszą broń".
Jeden się uśmiechnął do niej, drugi pięknie się pokłonił, obaj szli znad siwej Oki, przemierzyli świat szeroki, w ogniu frontów szli, w ogniu frontów szli.
Lśniące perły jarzębiny wzięli chłopcy od dziewczyny, z jarzębiną serce wzięli, odjechali, zapomnieli, czołgi okrył szary pył, dróg frontowych szary pył.
I leciały stadem ptaków groźne dni wojennych szlaków, nieraz chłopców ogień prażył, nieraz śmierć patrzyła w twarze, zwyciężyli śmierć, zwyciężyli śmierć.
Ale w ogniu pod Berlinem wspominali jarzębinę i dymiącą pędząc szosą, przesyłali jasnowłosej najpiękniejszy uśmiech serc, najpiękniejszy uśmiech serc. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|