Ten czas to nie kutas, nie stanie no co ty? Przejdź się w moich butach, by żyć jak motyl nocy Na mocy bez świadków, rzucona na nas klątwa Mówili dorośnij, jak chowałem się po kątach Wiem co mnie dogoni, celują do skroni Muszę się bronić, broń do dłoni To oni postacie zagoni Czerwoni championi kontra zwykły anonim Pobłądził mistrz ceremonii? Nie! ?? Wiem, gdzie korzenie i dokąd zmierzam Rosnę w siłę, jak chwast i się rozprzestrzeniam Przetrwania instynkt mam i ?? Gdy odbita podeszwa wskazuje kto po niej depta Czuję się jak starzec, wolny od wszystkich problemów Bo lubicie mnie słuchać, chuj wie czemu Ja zapierdalam na lekach już drugi rok A nadal siada mi psycha, płuca, serce i wzrok Mam świat pod stopami i życie w garści Wolność wyboru, a charakter jak ptasznik Z emocji nie zbuduję zamku, jestem twierdzą Niezdobytą przez rutynę, świadoma niepodległość Od podstaw hartowałem to czym jestem Niewidzialnie obecnym, burzliwym jak powietrze Przestrzeń, jak wyobraźnia jestem jej panem I względnie decyduję, co tu będzie zapisane Jestem sam jak każdy, oszczędzając obcym prawdy Przez to, że dam się poznać tylko wybranym Miłość, sram na to, daj mi spokój Śmigam sam niezależność dotrzymuje mi kroku Tak zwykle, że jest to dla innych niezwykłe Jak ? milczę i w sekundę rozumiem ciszę Biegnę, choć tracę wiarę, że cokolwiek zmienię Mam dystans do świata, jeszcze większy do siebie
By linię przekroczyć, od świata odłączyć I wzlecieć wysoko, jak motyle nocy Bo podróż emocji, rozluźnienia skroni Odlecieć daleko, by nikt nie dogonił Bo po co są oni, ten świat jest zatruty Myślą skurwiele, że wszystko tu kupisz Wartości umarły, czy cnoty ktoś zgubił Ktoś każe nam patrzeć i poddał nas próby ??? naprawi te błędy Że coś tu się zmieni, że będą postępy Te sępy żerują na krzywdzie innego Dlaczego tak jest, odpowiedz dlaczego Szukają winnego, nie mają odtrutki Wad w sobie nie widzą i szukają furtki Zamknięte na kłódki te bramy do szczęścia Brakuje im kluczy to cały ich wszechświat Nikt nie chce przegrać, nie patrzą na innych Tej dłoni pomocnej nie wyciągną nigdy Tej krzywdy naprawić wcale już nie chcą A szkodzą, a wcale o tym nie wiedzą Korzenie me siedzą w glebie praojca Byłem wychowany od tego brzdąca Gdzie ręka pomocna była od zawsze Co teraz się stało, tym teraz gardzę Potrzebna nam przerwa, niech moc będzie wieczna By móc w tej grze przetrwać i nabrać powietrza By uczyć na błędach i nabrać tej siły Choć z góry zakładam, że nic nie zmienimy Nie będę się kłócił, wolę odlecieć Bo po co wrogowie, wolę ich nie mieć Na chwilę chcę wzlecieć, poszukać tej przerwy Bo nie chcę już widzieć, widzieć ich gęby Bo gdzie te postępy, dziś głód i choroby Chcę odciąć na chwilę się, jak wolny motyl A w mediach te cioty żyją infochwilą Bo dziecko sześć lat waży sześć kilo Mnie to nie zdziwiło, obojętność wzrasta Chcesz to zobaczyć, jest to w większych miastach Gdzie uczciwych garstka, na resztę nie patrzę Jak wolny motyl lecę nad miastem Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|