Ballada z trupem, z trupem ballada Otwieram szafę - facet wypada Wprost z Białowieży wracam i łup Jak długi leży trup u mych stóp
Ach, strach, strach, rany boskie, rany boskie
Może nie trup to, może to kukła Z szafy do stóp mi jak długa gruchła? Gdybym się uparł, mógłbym ją tknąć E... lecz głupio trupa tak tknąć jak bądź
Ach, strach, strach, rany boskie, rany boskie
Więc zaraz wołam żonę mą, Władkę I pytam, czy to nie trup przypadkiem Włos się jej zjeżył, serce jej łup I Władka leży też u mych stóp
Ach, strach, strach, rany boskie, rany boskie
Myślę - do trupa za chwile wrócę Lecz najpierw żonę Władkę ocucę I na kanapkę taszczę - tup, tup Żonę mą Władkę z oczami w słup
Ach, strach, strach, rany boskie, rany boskie
Tylko że - myślę - gdy się ocuci Znów trupa widok w niebyt ją rzuci Zaś nie ponowi jej się ten szok O... jeśli się dowie, że nie ma zwłok
Ach, strach, strach, rany boskie, rany boskie
Reasumując, naprawię gafę Trupa pakując z powrotem w szafę I tu enigmat ciemny jak grób: Trupa już nie ma tam, gdzie był trup
Ach, strach, strach, rany boskie, rany boskie
Lecę na schody, zbiegam w piwnicę Nigdzie ni śladu trupa nie widzę Wracam na górę - a niech to kat Po mojej żonie też przepadł ślad
Ach, strach, strach, rany boskie, rany boskie
Trafu widocznie takiego łupem Padłem, że żona mi uciekła z trupem Trafy przeklęte, gdy ci do stóp Z szafy wypada przystojny trup
Rany boskie... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|