W dokuczliwą zimową porę Gdy niektórzy jeszcze mocno spali Szedł do nieba malarz Salvadore Szedł do nieba Salvadore Dali
W chmurze jasnych blaszanych iskier W skandalicznym kapeluszu na bakier Jechał skromnie, nie na wozie ognistym A na zwykłej, płonącej żyrafie
Każdy wybiegł na ulicę jak stał Obrażony i zły nie na żarty Każdy klął, gapiąc się przez szkła Z nosem stromo w niebiosa zadartym
To płonąca żyrafa i wariat To jest granda - gdzie straż pożarna? Niech ugaszą, niech się zwierzę nie męczy Zobacz pan, on właśnie mija księżyc
Zaraz zniknie, jak duch, w konstelacjach To jest, panie, zwykła prowokacja Iść do nieba - to poważna sprawa Mógłby włożyć choć buty i krawat
A on mknął, rozsypując konfetti Przeskakując na oklep firmamenty I gdy słuchał ognistych inwektyw Był tym razem podwójnie wniebowzięty
Zaraz potem podążał cały orszak Trzy spłakane srebrne agrafki I spowity smutkiem szklany gąsior Wszyscy wierni i w stanie łaski
I żyrafa, i gumowy tramwaj I grająca na trąbkach straż pożarna Wszak na co dzień tego ujrzeć się nie da Wielki sen, co wstępuje do nieba
Wielki sen, który zniknął w konstelacjach Ach, to była cudowna prowokacja Lecz ponieważ jeszcze trwał karnawał To pobiegłem, żeby kupić krawatTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.