W tym labiryncie, gdzie jest wyjście na początku,pośród zardzewiałych chmur, na niebie wisi bezbarwny mur. Kolczastym drutem z wielkim trudem chcę go związać, on ucieka mi na wschód z garścią moich betonowych słów.
Pod koniec deszczu krople dreszczu upadają mi na zatroskany spód, pięciolinie wycierając z nut. Popołudniowy, karmelowy, tak spokojny, bo mój agonalny stan żółto zbliża się do Twoich bram.
W Krainie Czarów Alicją jestem za tą granicą, gdzie nie ufasz już zmysłom i spalasz się. Tutaj możesz mieć wszystko - w mętnej wodzie ognisko. Tu daleko jest blisko, więc wołam Cię.
Na skraju lata marmolada, mnóstwo z porcelany jadowitych łez na jednej ze zniszczonych wież. Te dwa pociski w szklance whisky wolno toczą się na niewidzialny szczyt. Zapamiętaj ten bezbłędny krzyk.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.