Opowieść o słowie, gdzie ludzie są w zmowie, nie każdy opowie, że w sercu ma fobie. Myśli o sobie, a otoczenie szare, odbywa karę za złe traktowanie. Nikt nie zaprzeczy, można się skaleczyć – trzeba się leczyć, aby nie zostały blizny na ciałach bliskich nabranych przez łatwizny – niczym w czasie schizmy – wszyscy podzieleni, bo chcieli fałszem przeżyć wszystkich. Nie jedzą z miski, tylko z podłogi jak drób hodowlany – w żołądku odchody, a chcieli swobody, lecz zostali przechytrzeni. Nic ich nie zmieni, lecz są sami sobie winni, powinni rozumieć, że są jak indyk z przysłowia… i nie myślą o całości – nie czas na miłości, żadna się nie ziści! Wokół serca nienawiści, a ludzie niemoralni – witamy w armii, gdzie zabójstwo karmi, a cywil to karmnik jak kawał słoniny! Rozlane szczyny na słownik etyki… Zabrać furię z polityki jak antybiotyki, aby wyrosły wyniki sprzedaży złych marzeń. Dożylnie ściek skażeń, podany na przystawkę, podnieśli stawkę i gotują danie główne. Zbawienie trudne w egoistycznej klatce – klapki na oczach, ramiona w siatce. Poskarż się matce, niczego nie zyskasz – i tak się przyznasz, że się zaraziłeś… Teraz toczy Cię zgnilizna – przeciw prawu, na walizkach podróżujesz, chciałbyś uciec, a na drodze szczęścia – rzeka! Przy łódce Charon czeka, na brzegu marmur biały patrzy na kamieniarza, który kreśli inicjały…
Wtedy słowo przetrwało, zaszczepione w owocach – to broń jak proca, lecz potrafi kąsać, Nie trzeba się dąsać, aby spory rozwiązać, by wyszło na moje nie-w-pierwszej osobie!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.