Idąc morską plażą, rozbijałem obłok rannej mgły. Szedłem zadumany, gdy nagle z obłoku wyszłaś ty. Jak grecka bogini, piękna Afrodyta, stałaś tak, Nuciłaś melodię, która w mojej głowie do dziś gra.
Jak zauroczony, słuchałem tych dźwięków – niósł je wiatr. Stałem w nią wpatrzony, skamieniałem niczym wielki głaz. Nagle mnie ujrzała i śpiewać przestała – prysnął czar. Postać twa zniknęła, pozostała mi melodia ta.