Nic nie powróci. Oto czasy już zapomniane; tylko w lustrach zsiada się ciemność w moje własne odbicia — jakże zła i pusta.
0 znam, na pamięć znam i nie chcę powtórzyć, naprzód znać nie mogę moich postaci. Tak umieram z półobjawionym w ustach Bogiem.
I teraz znów siedzimy kołem, i planet dudni deszcz — o mury, i ciężki wzrok jak sznur nad stołem, i stoją ciszy chmury.
I jeden z nas — to jestem ja, którym pokochał. Świat mi rozkwitł jak wielki obłok, ogień w snach, i tak jak drzewo jestem — prosty.
A drugi z nas — to jestem ja, którym nienawiść drżącą począł, i nóż mi błyska, to nie łza, z drętwych jak woda oczu.
A trzeci z nas — to jestem ja odbity w wypłakanych łzach, i ból mój jest jak wielka ciemność.
I czwarty ten, którego znam, który nauczę znów pokory te moje czasy nadaremne i serce moje bardzo chore na śmierć, która się lęgnie we mnie.
18 X 43 r. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|