Ostatni raz przyjechał w nocy Z piątku na sobotę Przyniósł ze sobą jaśminy Na ucieczkę ochotę Byłam naga i ukryta Pod złudzeniem, maską wspomnień Szarmancko zwiesił głowę, dygnął Zbliżył się do mnie Byłam odrobinę śpiąca Nieobecna, osłabiona Wziął mnie w swe objęcia Poczułam jak konam Dawno nie odwiedzał nikt Tak dawno nie doglądał Od dawna tak nie czułam smaku Męskiego narządu Gdy skończyłam, złapał głowę Włosy mi odgarnął Otarł usta, pocałował Mówił 'będziesz moją panią' Nie wierzył w świętość słowa Święcił me milczenie Wierzył, że jest moim Graalem A ja jego objawieniem Pokazywał stare blizny Przywoływał obrazy Nakazał się gotować Na odwet za te skazy Miał teczkę pełną wspomnień W niej ostre przyrządy Precyzyjnie przygotował się By mnie stąd uwolnić.
Siedział w celi obok Trzymali go w kaftanie Podczas drugiej wojny Odbył swe trzecie skazanie Umarł 12 razy z rzędu Do walki się gotował Wiedział, że biali w fartuchach To tylko choroba Nie znał żadnych imion Poznał odpowiedzi 'Życie jest marnością' kpił Mówił, że mnie wyleczy Zawsze mawiał nocą Zawsze do mnie wracał Kazał siebie malować zawsze Kiedy mnie obracał Miał nierówne usta Asymetryczne wargi Pieprzyk tuż nad brodą Na kaftan się nie skarżył Nigdy mnie nie pojął Nigdy nie próbował Kusił jak diabeł Chrystusa Do Cyrografu się stosował Był doskonałym mówcą Bardzo dobrym grajkiem Wyśmienitym terapeutą Najczulszym kochankiem Sypiał tylko ze mną Tylko mnie się pojawiał Tylko we mnie składał myśli Tylko on mnie zbawił Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|