Jest w mieści moim jedno miejsce Gdzie możesz przyjść gdy tylko zechcesz Gdy chce się pić Gdy nie masz forsy wcale Ten lokal dla mnie to Hawaye. Ta knajpa nosi nazwę zodiak Tan w szklance bełta możesz dostać I w mordę też Bo dużo tam meneli Co dużo cieli już gardzieli.
Zarobić chcesz to grasz w tysiąca Tu wszystko można za pieniądze Gdy problem masz To spotkasz bratnią duszę By zgasić w głowię wielką suszę
Gdy w moim domu ojciec bije matkę Z kumplami robię w Zodiaku prywatkę Znów będzie dżez I znowu pójdzie szyba Czternasty raz w tygodniu chyba
Już czwarta rano na zegarze Ja tylko już o łóżku mażę Lecz niestety Do pracy za godzinę Znów gruby Mietek wszczął zadymę
Już mendy pędzą na sygnale Lecz nikt nie słyszy tego wcale Połowa śpi A reszta się napieprza Zadyma zaraz będzie lepsza
Mendy zaczęły pałowanie Znów po zasiłek nikt nie wstanie Dostałem w pysk I leżę w krwi kałuży I nic dobrego to nie wróży
Znów kila baniek będę w plecy Na izbie mi zabiorą rzeczy Zegarek mój Co mam go dwa tygodnie I całkiem nowe dżinsowe spodnie
Trudne jest życie kawalerskie Pokusy czają się diabelskie Czy wypić coś Czy może dać na tacę Na winą idę bo cierpliwość tracę Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|