Miała słupek i poprzeczkę, na niej haczyk Na haczyku sznur konopny w luźnym zwisie Na tym sznurze - no bo jakże by inaczej? - Czasem ktoś zmuszony był powisieć
Kiedy nagle wczesną wiosną Pośród ludzi się rozniosło Że zakwitła, że wypuszcza młode pędy Powtarzano wieść radosną Że już listki na niej rosną I że gnieżdżą się tam pieżgi oraz zięby
Że zielono i że nowo Może wyda jakiś owoc Bo już soki krążą, drążą w stare drewno Weselono się nadzwyczaj Że zakwitła szubienica Bo to zawsze jakoś milej, nie? No pewno!
Miała kwiaty w kolorycie Gauguina Jeden zawsze w butonierce nosił sędzia A z okazji egzekucji nawet denat Czuł się jakby na majówce czy weekendzie
W końcu każdy cykl kwitnienia Zwykł się kończyć na jesieni Szubienica tu wyjątkiem być nie może Ptaszki zniosły z owej racji Perturbację emigracji I znów było tak, jak było - nie najgorzej
Żałowali ludzie z miasta: "Żeby była choć iglasta Albo miała kolorową politurę..." I gdy znowu przyszedł kwiecień Pędził facet przy facecie Za to miasto, pod ten słup, na ten wzgórek
Stoi słupek i poprzeczka, liści ni ma Na haczyku sznur konopny w luźnym zwisie Za to wokół wyrósł jako ozimina (Jako ozimina, proszę ciebie) Zwarty las silnych, gotowych szubieniczekTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.