Rodzinny dom przed laty opuściłem i z miasta, gdzie każdego każdy zna, jak stałem, tak przed siebie wprost ruszyłem, zdobywać świat – nieważne, gdzie i jak. Kazałem za forsy moc uszyć sobie garnitur szyk – błękitny mody szał, troskom śmiałem się w nos i marzyłem, by los artystą być, artystą być mi dał...
Już widziałem, jak ludzie przed afiszem przystawali i powtarzali w głos: „Patrzcie, to jest on!” Już widziałem, jak portier ciężko dysząc, powstrzymywał tłum, który pragnąc mnie, parł ze wszystkich stron.... Uwielbienia szmer zmieniał bez ustanku w ósmy świata cud każde z moich słów, każdą z ról i gaf. Rosła ilość zer na mym koncie w banku, mogłem kupić fart, nie czekając na dobry losu traf... Zaproszeń stos przewalał się po garderobie, już widziałem dni, kiedy liczba ich dosięgała stu – czytałem je niedbale i myślałem sobie, kto zasłużył, bym obecnością swą zaszczyt sprawił mu... Byłem jednym z tych, w tym okrutnym fachu, co poznali smak pocałunków Muz, uwielbienia mas. Byłem jednym z tych, co nie czują strachu, kiedy zabrzmi gong i oślepi mnie reflektorów blask....
Garnitur ten od wielu lat już noszę i szukam wciąż, nieważne, jak i gdzie, okazji, by zarobić parę groszy, nikt z moich ról nie śmieje się – prócz mnie. Pociągiem tłukę się w noc na chałtury, w walizkach dwóch od wielu mieszkam lat, Sala półpusta i marne brawka- dwa, trzy... To musi mi zastąpić sławy smak...
I nie widzę wciąż ludzi przed afiszem, na mój widok nikt nie powtarza w głos: „Patrzcie, to jest on!” A już jeśli coś na mój temat słyszę, to od nowa znów stek złośliwych kpin, kpin ze wszystkich stron. Żeby sławę mieć choćby przez godzinę, próbowałem już i błazeńskich fars, i ponurych dram. W końcu – pal to sześć – to nie moja wina, że publiczność wciąż nie rozumie nic, z tego co jej gram. Nie raz się tak składało, Że bez braw schodziłem, bo przede mną ktoś umiał przedtem już tłum wprowadzić w trans. Choć mnie się nie udało, zazdrosny nie byłem, taki już mam fart, który nie dał mi wygrać żadnej z szans....
A mimo to... Kocham każdą z chwil w tym okrutnym fachu, gdzie spotyka się upokorzeń dno albo pełnię łask... Żaden świata cud nie ma dla mnie smaku jednej chwili, gdy ma oślepić mnie reflektorów blask…Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.