Ballada Zjawy
Z miasta w te strony popchnął mnie gniew Złość na ten blichtr cały, neonów fałsz Gdy słów brak by nazwać normalną rzecz Nie przeskoczysz siebie oglądając się wstecz
Po białym dywanie skutym na lód Krętą jak wąż drogą gnałem na południowy- wschód Za szybą mijały obrazki z przed lat Niewyraźnym scenom grał pędzący wiatr
Tu przed zakrętem przetasował się czas Obraz jakby zwolnił, wyraźnym stał się kształt W ciepłym słońcu rodzina, sforę dzieci goni pies Nad spokojnym nurtem rzeki, sierpień snuł swą pieśń
Tam rozpoznałem ludzi z przed lat Siebie i miejsce, w oczy wcisną się płacz I potem już światło, klakson i wrzask Ciemność i cisza – jakiej nie ma w snach
Teraz nim skończę i pójdę gdziem szedł Powiem ci swoją prawdę, a ty zrobisz z nią co chcesz Przez całe życie błądząc, w końcu wiem, gdzie mam iść Do krainy tej com widział w ostatnim momencie swym W ostatnim momencie swym Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|