[Pijcie swe niezaznane szczęście, chcąc nie być tym kim jesteście. Śpijcie w burdelach i spelunach, w objęciach wisielców alrauna. ]
Myśląc co jeszcze się wydarzy, gdy świat jak na wzór korytarzy, każdy z nich marzył o bogactwach, o władzy, co kwitnie w matactwach. Mówię tu o zdradzie pośród bractwa, tu, co każdy miał inny styl cwaniactwa, po latach rozsiali się gdzieś - nie wiem, ostatniej ich ceny jestem pewien. Jeden,gdy był wysoko księżyc, wino pił i śmiał się w oberży, w rękach płód mandragory dzierżył, silniejszy był niż sto oręży, wtem ktoś podlejszy niż sto węży, co miał na sumieniu setkę księży, ostatni swój kielich przezwyciężył, kwiat wygnany z nieba zwęszył. Księżyc to widział,ale milczał, za grzechy nikogo nie rozliczał, kradzież to też nie byle jaka, mistrzem był w kłamstwach dla biedaka. Przy tym dolewał mu z durszlaka, wyczołgał się ledwo na czworaka, spać ułożył go jak niemowlaka, zagarniając własność prostaka. Poszedł piechotą jeszcze nocą, do miasta gdzie jego wieżę złocą, przed wschodem,a nawet tuż przy brzasku, padł z wycieńczenia gdzieś na piasku. Worek z korzeniem miał przy pasku, czołgał się aby wyjść z potrzasku, wreszcie, gdy dotarł do bram miasta, wiedział, że tu jego czas nastał. Godność swą sprzedał bardzo tanio, życie zwyczajnie oddal za nią, obok przechodził wynędzniały, co przez wieki szukał swojej chwały, słynął, że podły był jak żmija, zimny jak trup, którego mijał, stanął rabując co się dało, splunął, sponiewierając ciało. Ruszył przed siebie dalej śmiało, do miasta, co złotem błyszczało. Spotkał tu brata, co przed laty z wojska pouciekali w światy. Brat chciał być wielki i bogaty, cokolwiek nie ruszył - same straty. Nędza go oprawiała w baty, był jak chwast ten, powyżerane kwiaty, z korzeniem ukrytym pod koszulą, szli chcąc po dorównywać królom, stać nad Bogami ponad wszystko, z sumieniem jak martwe cmentarzysko. Koniec ich był prawie typowy, schwytano, wieszając ich za głowy, o tym: a za co? Ani słowy. Stryczek wymowę ma bez mowy , przechodził pod szubienicami, krawatem zdobionym wisielcami, uszy przewiązał sobie szmatą, kopał rękami jak łopatą, wydarł z podziemi mandragorę, oczyścił ją i spakował w worek, do miejsca, gdzie nieopodal chaty, szedł wino pić ze swoimi braty.
Pijcie swe niezaznane szczęście, chcąc nie być tym kim jesteście. Śpijcie w burdelach i spelunach, w objęciach wisielców, alrauna. [x4]Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.