Grudzień bezwstydnie przenika przez dni, muskając zalotnie uniesienia, wzruszenia. Słyszę Cię w sobie choć nie mówisz nic, echem kosmicznych tuneli płynie Twój szept. W teatrze cieni, za kurtyną zdań, zastygły w bezruchu zgwałcone pragnienia. I nie da grudzień nam czekanach zmian zasłona mroku bezkarnie ukrywa blask.
Nie wiele wiem, mało rozumiem, to zaistniało gdzieś poza mną. Tak bardzo chce, ale nie umiem, wyprzedzić „jutro” stawiając krok.
Niepewność kołysze wieczory do snu, nie dając im zasnąć z nadmiaru zmęczenia. Niedosyt wrażeń jak trujący bluszcz, oplata myśli skupione w natchnieniach. Za horyzontem zdarzeń ukrył się świt, czekając niewiernie czyjegoś powrotu. Grudzień bezwstydnie przemknął przez dni, przelotny romans uniesień nie znaczył nic.
Tak ciężko biec, chociaż się staram całą swą wolą utrzymać pion. Już widzę świt, ale upadam, znika w oddali pożarty przez noc.
To moje zło, nie uciszysz go, nie uciszysz go. Moje zło, nie umiem zniszczyć go, nie umiem zniszczysz go. Obrazy przeszłości… zamieszkałem w nich, jak to powiedzieć, jak wypowiedzieć… że ciąży jak głaz zapomnienia kurz, Wiem, nie chcesz wiedzieć.. nic nie chcesz wiedzieć… spójrz...
Przypędziła zima chmury ciszy, zamarzniętym deszczem wieje w twarz. Stoję teraz na Twojej ulicy, właśnie na sekundę znika czas. Zimne wino wlało niewymownie, brak oddechu wprost do moich ust, tylko mnie nie zrozum zbyt dosłownie, chyba nie ma dokąd dalej pójść… Przyspieszamy, znikamy, otchłanie bez granic, to w nich się chowamy, chcąc zmylić los. Zmęczeni ucieczką, by spleść się na wieczność, musimy „coś” stracić, by zyskać „coś”. A czas nie leczy ran, ból nie czyni nas świętymi, rozszczelnił się nadziei kran coraz słabiej wierzymy, tylko naiwność, wciąż niezmiennie, dziecinnie, bezwiednie tli się jeszcze we mnie…Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.