Powietrze dżdżyste, powietrze piaszczyste Odpływające powoli ku Wiśle Ciemna żyła pod nurtem, nagle zawęźlona Wybijająca się siłą w mieliznę W oparzeliznę, rzeki wielką bliznę
Pod którą jeszcze tyle mięsa zgorzałego Że ptaki, czując jego słodki zapach Spadają bystro na dół i unoszą w łapach Okrawek z wody tej, co im opływa Przez pazurki, jak gdyby to łza jaka prawdziwa
Zawsze taka jaskrawa w naszym kraju jesień Jakby się słońce pasło pożarami Co stadem chmur dymiących chadzają nad nami Zawsze taki pogodny bywa u nas wrzesień Jak ogłupiały z bólu, co się nagle rozśmiał I śmieje się do dziś, zawsze taka głośna
Taka wesoła u nas wesołość, aż czujesz Że się przeciw chichotom tym żywot buntuje Że nie potrafi już przetrzymać tego płakania śmiechem Ile tej jesieni, ile jeszcze zimy Zanim spod śniegu łebki wystawimy Na lepsze słońce, na lepsze słońce?
Wszystko przecieka przez piach mazowiecki Szary, mysi i bardziej od bagna zdradziecki Czasem, bywa, ostanie się i cień bezbarwny Czegoś, co żyło, zbyło, jak skorupa larwy Przez suchość swoją unieśmiertelniona
Jakim płomieniem musi być palona Ta piaskowizna, zanim z siebie scedzi Choć mały kryształ, tę łzę gorzkiej wiedzy Nową cegiełkę w naszych szklanych domach? Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|