Pewien otyły jegomość na krawężniku stał, aktówkę miał pod pachą, ulicą przejść się bał.
Gdy widział sznur samochodów, co mknęły jak sto strzał, strach dziwny go ogarniał, jak dziecko przejść się bał.
Klaksony, światła, ryki aut — popadał w histeryczny szał, lecz wiedział, że musi przejść.
Jedyna rada — czekać, kiedy przejedzie tłum. A gdy1 już zmrok zapada, a tam samochodów sznur.
Do domu pora wracać — pomyślał pewien pan. Na krótkich krzywych nóżkach poczłapał sobie sam.
Klaksony, światła, ryki aut — już minął histeryczny szał. Nie przeszedł, choć bardzo chciał.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.