Księżyc burym niedźwiedziem z mokrych traw się gramoli, wakacyjnie po łąkach się błąka, czas rozjaśnia powoli cień przydrożnej topoli — noc sierpniową spotykasz na łąkach.
Tęsknisz przecie do zmierzchu na uniwersytecie, skojarzenie cię nagłe ogarnie: księżyc nad biblioteką przestał być już niedźwiedziem, przypomina wiszące latarnie.
Tam w nawisłych gałęziach kasztanów zaplątało się parę twych lat… Przychodziłeś tu co dzień, co rano, wychodziłeś, kiedy wieczór cień kładł.
W żółtych liściach obudził się powiew, parę ładnych przypomniał ci lat. Zakłębiło się zeschłe listowie, na gałązkach zachybotał się wiatr.
Wczesny zmierzch uczelniany poocieniał kasztany, przytulone mijają się pary… Senne chmurki wiosenne, ciężkie chmury jesieni przepływają przez krzywe konary.
Opadają powoli liście pięciopalczaste, zmierzch sczerniałe kasztany ocienia… Jeszcze kilka jesieni przewędruje nad miastem — same dobre zostaną wspomnienia…
Bo w nawisłych gałęziach kasztanów zaplątało się parę twych lat… Przychodziłeś tu co dzień, co rano, wychodziłeś, kiedy wieczór cień kładł.
W żółtych liściach obudził się powiew, parę ładnych przypomniał ci lat. Zakłębiło się zeschłe listowie, na gałązkach zachybotał się wiatr.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.