Raz na Majorce, w jeden z wieczorów Przy dźwięku cykad i plusku dorad Odbył się Wielki Kongres Majorów, Czyli Światowy Super-Majorat.
Śródziemnomorskiej odblaski zorzy Nabrzeżne palmy złociły ślicznie, Gdy się zebrali liczni majorzy Majoratywno-majestatycznie.
Był więc tam major huzarów, konus W spodniach ze złota i z karmazynu, A obok niego stał major-domus Oraz lord-major miasta Londynu,
Major spahisów wąsy tygrysie Z głośnym siorbaniem zanurzał w winie Vis-major przybył przy swoim visie Zaś tambur-major przy tamburynie.
Wiatr cicho szemrał w liściach platanów, A majorowie spory zaczęli, Jak by tu ustrzec się kapitanów, Co majorami zostać by chcieli.
Ostatni słowik usnął w winnicy, Gdy wreszcie padła teza ostrożna, Że porucznicy to sojusznicy, Ze na sierżantach oprzeć się można,
Że chorążowie to hipokryci, Ze plutonowi też nie najszczersi... A wtem stanęli wszyscy jak wryci, Prężąc medale, brzuchy i piersi,
A główny major zawrzasnął ostro Głosem tubalnym niczym holownik: - Baczność!!! ...bo z dala, przy brzęku ostróg Niedbałym krokiem szedł p o d p u ł k o w n i k. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|