A kiedy żony wyjadą nad morze, oraz dzieci, To czasem gadam z sąsiadem: - No, jak tam panu leci? A sąsiad zakłopotany uśmiecha się lubieżnie - Na razie nic proszę pana... A pan? - Niestety, też nie...
Albo się czasem chwali, że znów znad morza list ma: - Moi mi wczoraj pisali, że tam pogoda śliczna... Chodzimy po pustych mieszkaniach, odpoczywają nam nerwy, Żyjemy bez gotowania, jemy wyłącznie konserwy.
Nie zamówiliśmy mleka, więc nie ma butelek za drzwiami. W telewizora ekran patrzymy wieczorem, sami. Z czułością spoglądamy na porzucone misie, A potem zasypiamy i synek mały nam śni się.
I zaraz budzi nas dzwonek, to dzwoni taka tam jedna... Co ty, sam jesteś? Bez żony? Ja także sama i biedna... A rano znowu jest pusto i jakoś tak nieprzyjemnie, I człowiek spojrzawszy w lustro - świnia - powiada - ze mnie...
Poczem przysięga sam sobie, że będzie już wierny i czysty I do rodziny skrobie niezwykle czułe listy. I znowu stęskniony chodzi i się prowadzi wzorowo, A po trzech dniach mu przechodzi i wszystko apiać ab ovo...
Czas jakoś wolno lizie, kurz się na meblach osadza, I myśl natrętna gryzie czy żona nad morzem nie zdradza? W tym wszystkim jest dużo smutku i dużo małego draństwa, I drętwo jest, i podlutko... Wot, wykwit ja drobnomieszczaństwa! Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|