Gucio usiadłszy nad butelką W gronie przybyłych zewsząd gości Uwierzył nagle w swoją wielkość Po tylu latach niepewności.
Od lat bez przerwy mu wmawiano Że jest wybitny niesłychanie, A on sam sobie w lustrze rano Przyglądał się z niedowierzaniem.
I myślał przy tem: - Wzrok mam mętny, Umysł banalny (mówiąc skromnie), W ogóle jestem gość przeciętny, Więc czegóż wszyscy właśnie do mnie?
Może to moje stanowisko W dyrekcji sprawia, że chłopaki Aż tak mi się kłaniają nisko I mówią, że ja zdolny taki
Ach pilnuj tu się, pilnuj Guciu! Mówił sam sobie, zbierał siły, I jakoś się opierał truciu, Chociaż go truto w sposób miły.
Kropla atoli drąży skałę, Choć skała twardsza jest od wody; Trudno dusery tak wspaniałe Słyszeć przez wiele lał bez szkody.
Właśnie dziś Gucio już uwierzył, Pod bok się podparł dumnym gestem, I nawet ręką w stół uderzył: - Widocznie, kurtka, zdolny jestem!
A w całym biurze szum i radość, I śmiech jak świeży śpiew skowrończy: - Wysiłkom stanie się wnet zadość, Nareszcie stary się wykończy!
I fakt, odwrotu raczej nie ma, Gucio pogrąży się z kretesem, Bo zachwyt z siebie - jak egzema, Nieodwracalnym jest procesem.
Kto raz uwierzył - ten cipieje. Chwali się w domu, na ulicy, I w pracy na swój temat pieje, Aż wreszcie zdejmą go zwierzchnicy!
Gdy ci bębenka ktoś podbija, Słuchaczu, wiedz że z ogniem igrasz! Czym prędzej daj gościowi w ryja! Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|