Mlekodajna, piękna, zdrowa, Żyła kiedyś zwykła krowa. Z przodu żarła trawę z sieczką, A z tyłu dawała mleczko.
Dawała je w zimie, w lecie, Uwielbiali krowę kmiecie. Prawie hołd składali krowie, Aż jej przewrócili w głowie.
Uwierzyła że jest święta I zrobiła się nadęta, Okrąglejsza od balona, I jakaś taka natchniona...
Poszedł ją wydoić Wicek, A krowa w krzyk: - Won od cycek! W ziemię bij przede mną głową, Jestem bowiem świętą krową!
Przyjechał krówski pan likarz, - Co ty tak - powiada - brykasz? Krowa, nie speszona wcale, - Odejdź - mówi - konowale,
Właśnie czuję, że powoli Dostaję już aureoli! - Nieraz - rzekł lekarz - przy wzdęciu Szajba odbija bydlęciu,
Nie bierz żeż, durny bawole, Tej szajby za aureolę, I posłuchaj mojej rady - Zrób ze dwa lub trzy przysiady,
Bo cię te gazy uśmiercą! - Milcz - krowa na to - bluźnierco! Nie chciała słuchać dyrektyw, Bluzgała stekiem inwektyw,
Aż doktor, co nie miał czasu, Zasunął jej szprycę z kwasu, Poczem schował się w lucernie, A ta krowa jak nie świernie!
(czyli jak nie zaświergoli) I brzuch jej opadł powoli, Znów zrobiła się zwyczajna, Grzeczna, i w ogóle fajna... Wniosek: żadne dyrektywy, Nie zastąpią lewatywy! Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|