Żył sobie materialista, co miał wierzącą żonę, A przez to moc kłopotów, ponieważ ta żona Koniecznie chciała mieć w domu święcone A że nie miała, więc była wkurzona,
Tłukła szklanki, raz zupę wylała mu na głowę, Więc ten nieszczęśnik, czując że w łeb sobie strzeli, Krzyknął: - Możemy mieć święcone, ale wyłącznie ludowe!!! No i mieli... Przede wszystkim zmienili nazwę zgodnie z tym planem, Ze "święconego" na "akceptowane",
Następnie przygotowali potraw zestaw wielki, Upiekli więc nie baby, lecz obywatelki, Miast palmy zrobionej z bazi, postawili w przepięknej wazie bardzo ciekawą książeczkę o nadbudowie i bazie w językoznastwie...
Skończywszy te prekursorskie praktyki Udali się w celu odbycia przedświątecznej samokrytyki, Poczem wrócili weseli w piękny, wiosenny poranek, I nagle spostrzegli, że przecież wcale nie mają pisanek,
Ani jajka, by się nim dzielić. Na myśl o tym, wierzącej żonie Zaczęły się oczy pocić i latać nerwowo dłonie, Lecz mąż zawołał przytomnie: - Ach, na to także poradzę! I podzielił się z nią wspomnieniami z okresu walki o władzę. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|