Jest gdzieś w stepach stanica, a w stanicy wrót dwoje Poznaczonych ciosami i bliznami od strzał. Przyjeżdżają kowboje, wyjeżdżają kowboje, Rosną jedne tętenty, inne cichną wśród skał.
Za stanicą jest strumień, nad strumieniem rząd jodeł, Dzikie wino się wspina zakosami na mur. Tamci skaczą na siodła, ci zsuwają się z siodeł, Rosną jedne tętenty, inne cichną wśród gór.
Nad drogami wiruje pył i słońce zaciemnia, I opada bezszumnie na tarninę i głóg. Dyliżanse przystają i ruszają na przemian, Rosną jedne tętenty, inne cichną wśród dróg.
To jest smutna stanica, niewyraźna, niczyja, Miejsce spotkań i dotknięć dziwnych ludzi i spraw. Jeden broń swą odkłada, drugi broń swą nabija, Rosną jedne tętenty, inne cichną wśród traw.
Przed tą smutną stanicą już od tylu lat stoję I na próżno w jej sprawy jakoś włączyć się chcę. Nadjeżdżają kowboje, przejeżdżają kowboje, Rosną jedne tętenty, inne cichną we mgle... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|