To był cyrk niezwykle skromny i ubogi, Jakiejś ósmej, a najwyżej siódmej klasy - Połykaczka ognia miała w iksa nogi, A dwie girlsy - vice cersa - jak nawiasy,
Trener zwierząt, zawiedziony i ponury, Z cerą barwy cytrynowej limoniady Wyprowadzał dwie łysawe, stare kury I polecał wykonywać im przysiady.
Potem klauni rozgrywali rodzaj stypy W pupy kopiąc się krzywymi sztybletami, Konferansjer opowiadał zaś dowcipy Bardzo modne w czasie bitwy pod Płowcami,
Jeszcze innych tam atrakcji parę było, Lecz przy każdej jakiś skandal albo blama - Jak przerżnięto jedną panią w skrzyni piłą, To pół loży honorowej było w plamach.
Wreszcie małpie przywiązano wentylator Ale ona zamiast skakać - zdechła z nudów, I na koniec wyszedł prestidigitator Co miał numer pod tytułem "Jarmark cudów".
Dość mizerną prezentował przy tym wprawę I ze wstydu biedaczysko aż się kulił, Gdy króliki wyłaziły mu z nogawek I gdy karty wypadały zza koszuli.
Kiedy krzyknął: Zara zjawi się kanarek! - Biała myszka wyskoczyła jemu z głowy, A w moździerzu kiedy zaczął tłuc zegarek, To właściciel zaraz pobiegł kupić nowy.
Aż nareszcie po ostatni sięgnął atut, Tak się zebrał jak tonący siły zbiera I oznajmił głośno miastu oraz światu: - Tamten facet w pierwszym rzędzie zniknie tera!
Że jednakże nie był ci to okaz asa (...) Więc ten pan co prawda zniknął, lecz do pasa, A od pasa ganiał w koło po arenie.
Aż ktoś spytał: - Nie wstyd Wam, że tak knocicie? Zaś dyrektor na to tonem rzekł rozsądku: - Wstyd? My jedziemy na planowym deficycie! - Ach - westchnęli wszyscy z ulgą - To w porządku! Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|