Na zamkowej posadzce, zdobnej w pawimenty, W pozie zrezygnowanej i nad wyraz smutnej Lutnista z Siedmiogrodu, imć Berwark Walenty, Trącił niedbale dłonią struny swojej lutniej.
Nikogo nie ucieszył tym i nie zadziwił, Zygmunt August na tronie był zaśnięcia bliski, A jego nowa żona, Barbara Radziwiłł, Oglądała w lusterku liczne już wypryski.
Błazen Zyzio, co właśnie nastał po Stańczyku, Opowiadał dowcipy bardzo niskiej klasy, A w ponurej komnaty najdalszym kąciku Wredna teściowa Bona łatała arrasy
Jedną ręką, zaś drugą precyzyjnie nader Italskie słodkie wino mieszała w pucharze, Wsypawszy tam uprzednio trujący kumader, Bo chciała zrobić kuku synowej Barbarze.
Dojrzał to wierny pazik, uczuł litość dla niej, Więc lawirując zręcznie w sennych dworzan tłumie, Szepnął Barbarze w ucho: - Chcą cię otruć pani! Zaś Barbara mrugnęła na znak, że rozumie...
Zaś kiedy jej podano kielich pełen jadu, Wspomniała swoją przeszłość rozpustną, a potem Przyszłość z drętwotą dworskich balów i obiadów, I wychyliła napój z wytwornym bulgotem,
I spadła na posadzkę wśród szlochania ludu, A król przygadał Bonie: - Fe, nieładnie, matko! Ot, jakie rzeczy ludzie wyczyniają z nudów, A my się wciąż dziwimy naszym nastolatkom... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|