Gdy Gucio, zresztą facet ze wszech miar zwyczajny, Bez przerwy stoi przede mną i woła: - Ale ja fajny! Ale ja przy tym mądry! A jaki u mnie dostatek! I muszę go wciąż podziwiać przez rok, dwa, dziesięć latek
I muszę mu wciąż dziękować i muszę całować go w pięty, Ponieważ od czasu do czasu przynosi mi różne prezenty, I chociaż jest rzeczywiście niezły, poczciwy i schludny, Tylko przez swoje mentorstwo niewiarygodnie nudny,
I ciągle mi chce tłumaczyć, Jakgdybym był jakim matołem, Że pies jest psem, kura kurą, czołg czołgiem a stół stołem, Od czego oczki mi łzawią i nieraz boli mnie głowa, A on się przygląda nieufnie i znowu zaczyna od nowa,
I palcem przed nosem mi kiwa, a drugim rysuje na piasku; - Dwa a dwa zawsze jest cztery, no powtórz ty mały głuptasku! To, po pierwsze - na złość powiadam, że dwa a dwa jest osiem, Po drugie, gdy się odwróci, gram mu palcami na nosie,
Po trzecie, kiedy podejdzie doń chyłkiem inny osiłek I tego Gucia znienacka kopnie przez figle w tyłek, I Gucio się wtedy musi odwrócić na chwilę ode mnie, To ja wiem że to nieładnie, ale robi mi się przyjemnie... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|