... a gdy w sobotę w jakimś barze Pijesz czyściochę pod śledzika I kiedy pośród innych twarzy Ujrzysz twarz swego kierownika,
To - choć alkohol cię podnieca I choć cię sytuacja kusi - Za klapy nie bierz ty podleca I nie obrażaj mu mamusi,
Ja, bracie wiem co ci się marzy, Ja wierzę, że on zły i brzydki, Lecz ty mu nie przerabiaj twarzy Na krwawy befsztyk lub na bitki,
Bo po sobocie jest niedziela A po niedzieli poniedziałek I rano zbudzi cię twa Fela, I chleba z masłem da kawałek,
I powędrujesz znów do biura Straciwszy werwę oraz nabiał I staniesz tam jak zmokła kura Jęcząc - Ach, pocom ja rozrabiał?
I spadną na twą biedną glacę Z wyciem i rykiem monstrualnym Dwa sprzymierzone ściśle katze: Gastro-fizyczny wraz z moralnym.
I zadrżysz jak zaszczute zwierzę /raczej coś z tchórza niż odyńca/ Gdy skrzypną gabinetu dźwierze I szef w nich stanie, cały w sińcach...
O, pilnuj się, gdy jest sobota, Spokojnie siedź przy swym stoliku. Nie wołaj: - Przylazł ten idiota! Tylko: - Cześć panie kierowniku!!!
Może ktoś inny mu przyleje, Oklnie i za drzwi go wysiuda? Urzędnik winien mieć nadzieję I wierzyć! Wiara działa cuda! Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|