Rzadko się taka historia zdarza Jak się zdarzyła w jednej przychodni, W której się zgłosił gość do lekarza Więc lekarz jego badał bez spodni,
Znaczy bez spodni gość był, nie doktór, I bez koszuli, tylko w zegarku, A doktór spytał: - No jak tam Kotku? Bo gość nazywał się Kotek Artur,
Nieduży blondyn, dziwna figura, Niby normalny całkiem na górze, Ale u dołu mu rosły pióra, I zawodowo robił w kulturze,
Jako naczelnik działu kultury, Więc doktór spojrzał na niego bystrze I krzyknął: - Jejku! Pan coś do kury Się upodabnia, panie magistrze!
A ten magister gorzko zapłakał I jęknął: - Właśnie, doktorze drogi, To straszne, lecz się zamieniam w ptaka, O, niech pan spojrzy na moje nogi
Doktór popatrzył i rzekł: No, może Pan swym wydziałem rządzi tak mądrze, Że zwolna robi się z pana orzeł? lecz pacjent szczerze odparł: - Ta skądże....!
Tu zrobił kilka bezradnych gestów, Znów załkał, przeklął losu fatalność, No to ten doktór wziął kilka testów I dawaj badać jemu mentalność,
Potem naciskał mu różne mięśnie, A wreszcie wyjął z biurka korkowca I jak nie huknie! A ten nieszczęśnik Beknął ze strachu jak błędna owca,
Więc doktór myśli: - No cóż, idiota! Zaś pacjent spojrzał wokół nerwowo, Zobaczył skrzynkę z piaskiem dla kota, I wsadził w piasek szyję wraz z głową.
Więc doktór orzekł, że nie demencja Tutaj zachodzi, lecz raczej chyba Uwidoczniła się konwergencja, Tak jak powiedzmy u wieloryba,
Który jest ssakiem lecz żyjąc w wodzie Rybopodobny kształt przybrać musiał, A ten gość, głowę chowając codzień, W krótkich abcugach zmienia się w strusia.....
Tak lekarz rzecz tę wywieść się starał, Lecz wtem wstrzymały go nowe racje: - Czemu gość w strachu beczał jak baran? - To, to ja sam wiem! - wyjaśnił pacjent.... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|