Raz w jednym instytucie, poważny naukowiec Obdarzony naturą odkrywczą i zadziorną, Usiłował wyhodować nową rasę owiec, Bardziej od innych odporną.
Na ukąszenie okolicznych wilków. Wpierw krzyżował biedne owce z jeżem. I rzeczywiście - po latach kilku Osiągnął wymarzone zwierzę,
Atoli sukces nie był całkowicie pełny, Bo owe owco-jeże i jeżo-barany Nie dawały tradycyjnej wełny Tylko igłowe dywany,
Choć z drugiej strony można mówić o rekordzie, Bo wilk, ugryzłszy to-to z przodu lub od zadu Uciekał wyjąc, z kolcem w poranionej mordzie i wolał się wyrzec obiadu.
Długo myślał uczony, oczy wzniósłszy w górę, Aż wpadł ponownie w bardzo twórczy zapał I skrzyżował najbliższą owieczkę z kocurem. Przy czym ten kocur mocno go podrapał.
Zaś po kilku tygodniach na okoliczne płoty Powyłaziły dziwne, kosmate figury W naukowym języku zwane owco-koty, Które dawały mleko, lecz miały pazury,
I gdy wilki wypadły z prawa albo lewa I myślały, że złapią taką jedną kozę, To guzik! Cały kierdel uciekał na drzewa, Zaś baca wiał do knajpy z okrzykiem: - Ło boze!!!!
Że jednak owce gryzły przy próbie strzyżenia I za myszami czasem właziły do dziury, Szef kazał w dalszym ciągu robić doświadczenia Temu naukowcowi, któren stał ponury,
I ze złości wziął za łapy najbliższą kozicę I jak przytenteguje nią szefa po krzyżu! ... bo ostatecznie wszystko ma swoje granice.... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|