Idzie drogą polski urzędnik Zimny deszcz mu po głowie bębni, Siwa wierzba szumi na zakręcie: - Gdzie ci śpieszno, miły referencie?
Pisnął zając w krzakach schowany: - Chyba ci szajba odbiła, kochany? Ale jemu nie odbiła szajba, Tylko mu się przyśniła łajba,
Cała w żaglach, masztach i wantach, A on na niej w złotych akselbantach, I ze szpadą komandorską u boku I z lunetą pełnomorską przy oku,
I z załogą buńczuczną acz sprawną I z dziewczyną, strach jak powabną! A pod wpływem tego omamidła Nasz urzędnik połamał liczydła,
Potem rozbił dziurkacz ze szczętem I obsikał naczelnika atramentem A następnie w szalonej szarży Rozbił szwadron przemysłowej straży.
No i idzie pod niebem pochmurnym, Żona za nim woła: - Wracaj durny! Wsiowe kundle go szarpią za spodnie A on tylko się uśmiecha łagodnie,
I przeciera okulary mokre: - Ja - powiada - muszę na okręt! Coś - powiada - mnie popycha i dźwiga, I tak chciałbym jak Leonid Teliga!
Maszeruje od miasta do miasta, Owłosieniem i legendą obrasta, Już się o nim mówi wieczorem, Już dla innych się staje wzorem,
Już windują go na piedestał, Więc go trzeba złapać, żeby przestał! Bo co będzie, gdy we wszystkich biurach Zabrzmi raptem zbiorowe "Hurra"?
Bo co będzie, gdy urzędnicy Ruszą tłumnie środkiem ulicy Porzucając wygodne etaty I gdy każdy zażąda fregaty? Statków wprawdzie robimy bez liku, Ale jak tu żyć bez urzędzików??? Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|