Dla mnie wstrętna jest dwuznaczność, Wiem dokładnie co popłaca - Bardzo lubię stać na baczność Kiedy szef się do mnie zwraca!
Wszystko razem trwa minutkę, Nie rozkłada się na raty, Ruki po szwam, pysk na kłódkę W oczach wyraz aprobaty.
Żadnych wahań, żadnej tremy, Zachwyt jak w obliczu nieba: - Rozumiecie? - Rozumiemy!!!! - Więcej takich nam nie trzeba!
Tu uśmiecham się pogodnie Bez kompleksu i frasunku I popuszczam z lekka w spodnie, Co oznacza szczyt szacunku!
Taka salwa - to nie despekt, Szef się cieszy niesłychanie: - Ha, czujecie, widzę, respekt??? - Trochę czuję, jasny panie!
Jasny pan przygładza baki, Wzrok smutnieje, twarz mu blaknie: - Wiecie, coraz mniej jest takich, Co to będzie gdy was braknie?
To podcina mnie jak batem, Klękam przed nim na arrasie: - Szefie - wołam - jak świat śwatem, N a snie braknie w żadnym czasie!
Wówczas on kraśnieje znowu, Choć już był od lilii bledszy. - Dzięki wam za dobre słowo, Idźcie! Idę... A on wietrzy... Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|