Król Edmund kazał w trąby dąć Na znak i pogotowie, Bowiem do brzegów Anglii skądś Przybili Wikingowie.
A widok ich był straszny, acz Nie brakło mu uroku: Na burtach statków rzędy tarcz, Na dziobach - głowy smoków.
I zaraz rosły, płowy lud Sypnął się z wąskich łodzi - Syn Swena, Kanut w bój ich wiódł, Szesnastoletni młodzik.
W obronie zaś angielskich pól Stanął jak dąb wysoki, Syn Ethelreda, młody król, Edmund Żelazoboki,
Straszliwa się zaczęła rzeź, Rzężenia i charkoty, I taka była bitwy treść, Lecz jakiż był jej motyw?
Jaki był rzezi cel i sens I jaki był rezultat Wysiłków, zwycięstw, łez i klęsk Edmunda i Kanuta?
Tysiąc szesnasty wówczas rok Trwał, naszej smutnej ery, Więc dawno okrył czas i mrok Poległe bohatery,
Lecz związek przyczynowy trwa Choć wiek dwudziesty nastał - Ludność jaśniejszą cerę ma W podbitych wówczas hrabstwach
I oczu błękitniejszy ton I włos jak zboże w lipcu, I po to był potrzebny zgon Obrońców i zdobywców.
Za twoją policzkową kość, ZA smagłą twarz, lub bladą, Gdzieś kiedyś w dziejach jakiś gość Miał poderżnięte gardło.
Więc twa odrębność i twój styl Tkwią korzeniami w trumnie, Choć wilka nie pożera wilk, Choć człowiek, to brzmi dumnie. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|