Odbywają się mistrzostwa w chodzie, Maszerują biedni Dreptacy, Smutny sędzia w starym samochodzie Dłubiąc w nosie czyta "Głos Pracy",
Zawodnicy ledwie - ledwie lezą, Mimo pokrzykiwań kierownictwa, A patronat nad całą imprezą Objął woźny z Ministerstwa Leśnictwa,
Bowiem inni dygnitarze odmówili, Każdy tylko ręce rozkładał Że jest zajęty w tej chwili, - Jeszcze żeby - powiadali - olimpiada...
Wy na Wyścig Pokoju nas zaproście Lub na inną imprezę z ikrą, A tu tylko kuśtykają goście I się krzywią, aż spojrzeć przykro...
No i chodzą chodziarze. Deszcz siąpi, Tłum nie zbiera się na chodniku, Żadne auto im nie ustąpi, Nikt nie wzniesie na ich cześć okrzyku,
Nikt napisu nie zawiesi na trasie Ani flagi, ani żadnej szmatki, Komunikat ukaże się w prasie Gdzieś za tydzień, w rubryce "Wypadki",
A na szarej, chudej linii mety Prócz staruszka-krótkowidza co czas mierzy Oczekują zawodników ich kobiety Nieciekawe, w niemodnej odzieży,
Ale każda ze swojego dumna, Ale każda myśli to samo: Aby puchar, paskudny jak trumna Jej mężowi jednogłośnie przyznano.
Więc męczącym dniem i wredną nocą Trwają te mistrzostwa niepoważne Nie wiadomo właściwie po co, Lecz dla kogoś ważne. A więc - ważne! Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|